Logo Przewdonik Katolicki

Gaza kopie się z koniem

Jacek Borkowicz
fot. Magdalena Bartkiewicz

Wojna na Ukrainie przyspieszyła nadejście ery bolesnego i radykalnego rozwiązywania wieloletnich, „nierozwiązywalnych” konfliktów

Zawsze żałowałem miejsca na opisywanie rzeczy oczywistych, ale teraz nieprzyzwoitością byłoby nie powiedzieć tego, co i tak powszechnie wiadomo. Atak Hamasu na Izrael, sposób jego przeprowadzenia – to barbarzyństwo. Strzelanie do ludzi stojących na przystankach autobusowych, mordowanie i porywanie uczestników zabawy tanecznej – to wszystko są zbrodnie zasługujące nie tylko na potępienie, ale i na karę. Co do tego nie ma wątpliwości. Ja tylko się zastanawiam, jak oceni obecne wydarzenia analityk, który będzie je opisywał chociażby za rok.
Atak ten nie jest spontanicznym wyskokiem, lecz efektem dobrze zaplanowanej i skoordynowanej akcji. Bojownicy ze Strefy Gazy weszli na teren Izraela jednocześnie, przez wszystkie 80 luk w generalnie szczelnej strefie ochrony pogranicza. Wiadomo, że żadnej granicy, nawet tej najlepiej chronionej, nie da się obstawić co 100 metrów żołnierzami z lornetkami, zawsze gdzieś musi być, choć na chwilę, przerwa. I te przerwy perfekcyjnie wykorzystali stratedzy z Hamasu. Skąd mieli tak precyzyjne informacje? Dlaczego izraelski wywiad, podobno najlepszy na świecie, tym razem totalnie zawiódł? To są pierwsze pytania.
Po nich idą następne. Hamas ostrzelał rakietami izraelskie miasta, ale robi tak nie od dzisiaj. Nie ma tu różnicy w jakości ostrzału, lecz w ilości pocisków tej wyjątkowo zmasowanej ofensywy. Z perspektywy Warszawy (choć oczywiście mogę się mylić) wygląda to tak, jakby wydobyto z piwnic Gazy wszystko, co do tej pory tam pozostało i co tylko da się wystrzelić. A bojownicy, którzy błyskawicznie opanowali kilkanaście izraelskich kibuców i miasteczek, siejąc tam jak najbardziej zrozumiałą panikę? To nie jacyś uzbrojeni po zęby komandosi, lecz chłopaki w T-shirtach, które przyjechały tam na skuterach i w osobowych autach, strzelając na prawo i lewo, do kogo popadnie. Krótko mówiąc: rzut na taśmę. Hamas, to prawda, urządził Izraelowi awanturę, jakiej nie udało mu się rozpętać od 50 lat, ale co dalej? Po kiego grzyba jest mu ona, i to właśnie teraz? Co chcą osiągnąć radykałowie z Gazy, dopuszczając do rozpowszechnienia na całym globie filmów z widokami ładnych, odartych z ubrań dziewcząt, które są opluwane, szarpane za włosy i deptane butami? Bo chyba nie sympatię świata, prawda? Musieli w tej Gazie chyba upaść na głowę albo… No właśnie, albo co?
Wiadomo, co będzie dalej. Izrael spuszcza na Gazę deszcz pocisków, jakiego to miasto dotąd nie oglądało. W jego kierunku zmierza największy na świecie, amerykański lotniskowiec. Premier Benjamin Netanjahu zapowiada, że zniszczy wroga i wygląda na to, że słowa dotrzyma. Pamiętajmy, że „wojna sześciodniowa” z 1967 r., w wyniku której Izrael zaanektował terytoria palestyńskie, strefę Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu, także zaczęła się atakiem Arabów. A przecież dzisiejsza walka Hamasu z Izraelem – przy, powtarzam, niedopuszczalnych moralnie metodach tego pierwszego – przypomina przysłowiowe kopanie się człowieka z koniem.
Wojna na Ukrainie przyspieszyła nadejście ery bolesnego i radykalnego rozwiązywania wieloletnich, „nierozwiązywalnych” konfliktów. Przykład tego mieliśmy niedawno, kiedy to w kilka dni zniknął z powierzchni ziemi Karabach, jedyne miejsce na świecie, na którym dotąd Ormianie przetrwali nieprzerwanie od czasów starożytności, przetrzymując wszystkich najeźdźców, z Asyryjczykami, Czyngis-chanem, perskimi szachami i Kemalem Atatürkiem włącznie. Co będzie dalej z Palestyńczykami z Gazy i Zachodniego Brzegu? Czy ta wojna im pomoże, czy też raczej definitywnie im zaszkodzi? Odpowiedzi proszę udzielić sobie samemu.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki

OSZAR »